piątek, 27 kwietnia 2012

Sztuka z kraju Wisłą i Odrą płynącego


Wczoraj odbyła się gala Fryderyków- bo przesadą byłoby napisać, że wczoraj pokazano transmisję z gali- nie minęła godzina, a TVP musiała przerwać, by pokazać relację na żywo z tragicznego siedemset czterdziestego szóstego odcinka Barw Szczęścia. Zapewne większość oglądających galę na tę wieść zamieniła się w słup soli, na szczęście wysokość słupków oglądalności po tej niebezpiecznie dużej dawce kultury w publicznej telewizji wróciła do normy.

Wśród ponad trzydziestu kategorii, dwie warto odnotować na Decybelach Dizajnu. Mowa o Najlepszej oprawie graficznej albumu oraz o Wideoklipie roku.
Patrząc na nominacje w pierwszej kategorii mam wrażenie, że projekt Macio Morettiego nie miał groźnej konkurencji. Co prawda nie wiem czy to najlepsza okładka minionego roku, ale jej autor z pewnością stworzył dla Kasi Nosowskiej kilka świetnych coverów. Pozostałe nominacje to surowy handmade, więc można odnieść wrażenie, że komisja przy ich doborze kierowała się jednym kryterium- odręczny, czasochłonny projekt.


Do zwycięzcy w kategorii Wideoklip roku podchodzę z większym dystansem, bo i obraz ruchomy trudniej od nieruchomego uatrakcyjnić. A zdaje się, że teledysk Brodki, który jest poprawną animacją poklatkową, został stworzony przez kilku artystów specjalizujących się głównie w sztuce statycznej. Każdy fragment klipu został stworzony przez innego artystę, przez co teledysk jest niezbyt spójny i choć widać, że bardzo chce, niezbyt koresponduje z muzyką.



Pewnie z powodu moich muzycznych upodobań nie zabrzmi obiektywnie stwierdzenie, że o wiele bardziej wizualnie do muzyki dopasowuje się nominowany w tej kategorii teledysk Julii Marcell, jednak trzeba przyznać, że ujęcia w Matrioszce są atrakcyjne, estetyczne i dynamiczne- kawał dobrej roboty Iwony Bieleckiej. Pytam też, dlaczego do rywalizacji nie zgłoszono teledysku Czesława- Do Laury? Wśród nominowanych klipów znalazło się kilka takich, których wybór stawia pod znakiem zapytania stan pełnej świadomości wszystkich członków Akademii Fonograficznej lub sugeruje ich dziwne poczucie humoru.

Z tego miejsca jednak podziękować pragnę całemu tysiącu zrzeszonych w fonograficznej "rzeszy", za uwzględnienie w nagrodach muzycznych dwóch powyższych kategorii, a poziom wybranych nominacji tłumaczę za nich- oni na muzyce znać się muszą, na wszystkim innym tylko mogą.


1 komentarz:

  1. Nie chciało mi się wierzyć, że nominowane okładki były takie słabe. Sprawdziłam i przyznaję racje.

    OdpowiedzUsuń