niedziela, 13 stycznia 2013

Najgorsze okładki polskich albumów 2012

Podsumowanie minionego roku zamyka zestawienie najgorszych okładek wyprodukowanych w Polsce. Szczerze mówiąc, ciężko było wybrać pierwszą dwudziestkę, a co dopiero pierwszą dziesiątkę...
I znów wybór padł na okładki, które były jeszcze do uratowania. Ostatnio chwaliłem polskich dizajnerów, co jednak nie wyklucza faktu, że wciąż wielu muzyków nie wie o istnieniu jakichkolwiek zasad w projektowaniu graficznym. Projekty swoich okładek wykonują sami, bądź zlecają ich wykonanie rodzinie / partnerom / znajomym artystom niewtajemniczonym w prawa rządzące w dizajnie.


MARIA PESZEK
JEZUS MARIA PESZEK
by Edek

Muzyka świetna (najlepsza z całej peszkowej trylogii), treściowo kontrowersyjna, co u Peszek nie jest niczym dziwnym; oprawa graficzna całości poprawna, zdjęcia w negatywie też jeszcze ujdą, dopóki nie widać na nich czarnych zębów. Ale pomysł na okładkę? Kompletnie odpychający. Może Maria ma jakąś umowę z Orange? Okładkowo wciąż rządzi Miasto mania.


LUXTORPEDA
ROBAKI
by Maciej Mazurek

Mazurek projektuje dobrze, ale pierwsze co rzuca się w oczy we wszystkich projektach Zuchowego Studia to braki w wiedzy o typografii. Ignorowanie tak obszernego tematu osłabia ostateczny efekt. Robakom dostaje się za typografię właśnie, przez którą cała przyzwoita szata graficzna tego albumu dużo traci.


KUKIZ
SIŁA I HONOR
by Julia Kukiz

Kolejny kontrowersyjny album. Mediom nie spodobały się buntownicze teksty o silnym zabarwieniu politycznym Kukiza. Decybelom nie podoba się okładka – niezbyt fortunnie sfotografowany fragment płótna i Base02 – darmowy font, którego użycie jest dziś po prostu nietaktem. Ale grunt, że wszystko zostaje w rodzinie.


VOO VOO
NOWA PŁYTA


Tytuł płyty idealnie odzwierciedla zaangażowanie w wizualną stronę tego albumu. Minimalizm tej okładki wieje raczej ignorancją niż dizajnerską oszczędnością.


ANIA SZARMACH
POZYTYWKA
by Maciej Hajnrich

Trochę jakby fotomontaż, trochę digital painting, jedno jest pewne – okładka kipi kiczem. Nie wiem czy to była decyzja ilustratora, by Anię Szarmach uraczyć odwłokiem, ale śmierdzi to fotoszopowymi tutorialami dla grafików-hobbystów. Bez wątpienia Hajnrich ma w swoim portfolio o wiele lepsze realizacje.


IZA LACH
OFF THE WIRE
brak informacji o autorze

Prócz imienia artystki i tytułu płyty, na okładce pojawiły się szalenie ważne logotypy i tekst, dzięki którym nie ominie nas fakt, że album wyprodukował  Berhane Sound System, czyli Snoop Dogg pod przykrywką. Jeśli już nagrywać na bogato, to dlaczego okładka ma być taka biedna? Zapewne postać kobiety z założenia miała siedzieć w pudełku, tymczasem gdzieś zgubiła się perspektywa i przestrzenność, a owa pani spłaszczyła się do formatu wieka pudełka.


GOYA
CHWILE
by Serwat Art Factory

Jeśli wierzyć wpisowi zespołu na facebookowym fanpage’u, autorką „brokatowego dzieła” jest wokalistka zespołu Magda Wójcik, resztą projektu zajęło się studio-widmo, które na co dzień jest wytwórnią. Miało być w stylu lat osiemdziesiątych, ale prawda jest taka, że już wtedy okładki odznaczały się wyjątkową estetyką wykonania. Przykro na to patrzeć, ale coverarty GOYI zniżają swój poziom z albumu na album. Zaczęło się w 2005 roku od pomysłowego projektu Grzegorza Piwnickiego do Smaku Słów i kreatywny pył jaki wznieciła tamta okładka już dawno opadł.


HELLOW DOG
HELLOW DOG
by Matylda Halkowicz

Artystyczny bełkot. Tragiczna jakość użytych materiałów. Zupełnie jakby autorka miała pierwszy raz do czynienia z programem graficznym. Do tego tytuł płyty, o którym gdybym teraz nie wspomniał, zapewne nikt z Was by go nie zauważył na okładce.


ENEJ
FOLKHOROD
by Tomasz Modrzejewski

Tak wyglądają grafiki, których autor niedawno odkrył możliwość pracy na warstwach. Do tego prawdopodobnie swoją przygodę ze sztuką zaczynał zaraz od komputera. Bez ładu, składu, bez pomysłu, do tego tragiczna kolorystyka i dobór krojów pisma. Czas wrócić do kartki i ołówka.


APTEKA
OD PACYFIZMU DO LUDOBÓJSTWA
by Paweł Paulus Mazur

Wszyscy ojcowie typografii właśnie przewracają się w grobach, zwłaszcza projektant fonta tak bezwstydnie rozciągniętego na niniejszej okładce. Doskonale rozumiem fakt, że przy całym zgiełku nagrań zespoły mają dziś bardzo mało czasu na zadbanie o warstwę graficzną albumu, ale na miłość boską, co to za pomysł żeby rysować okładkę na kolanie, w drodze do drukarni?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz